Szczególnie w ostatnim czasie obcowanie z lodowatą wodą stało się niezwykle popularne. Nic w tym dziwnego. Morsowanie niesie ze sobą wiele korzyści. Dlatego o zaletach kąpieli w zimnej wodzie oraz powodów, dzięki którym stają się one coraz bardziej popularne moglibyśmy długo dyskutować. Co jednak, gdy do kontaktu z zimną wodą dojdzie w sposób niezamierzony, na przykład przez załamanie się lodu? Jest to przecież hipotetycznie możliwe.
Co jest nie tak z naszym lodem?
Warstwa lodu, która obecnie pokrywa nasze jeziora nie wszędzie jest tak samo wytrzymała. Chociaż znajdą się rejony, które spokojnie utrzymają człowieka, to lodowa tafla usiana jest licznymi pułapkami. Szczególnie w okolicy cieków wodnych (również tych niewidocznych), budowli (np. pomostów) czy roślinności, warstwa lodu może być zdecydowanie cieńsza niż przypuszczamy. W dodatku, co często nieoczywiste, pokrywa lodowa ma również innych użytkowników. Często wycinają oni przeręble i co niektórym „zapomina się” je dobrze oznaczyć. Ponadto kolejną przyczyną osłabienia lodu jest jego częste rozmrażanie i zamarzanie wynikające z oscylacji temperatury w okolicach 0°C. Powstała w ten sposób pokrywa nie jest tak samo wytrzymała jak lity lód.
Co, gdy wpadnę do wody?
Tak jak w każdej sytuacji zagrożenia, choć może to być trudne, nie powinno się panikować. Kolejnym krokiem będzie głośne wołanie o pomoc oraz próba wydostania się z przerębla. To drugie zdecydowanie łatwiej będzie zrobić, jeśli będziemy utrzymywać poziomą pozycję ciała. Dlatego właściwie moglibyśmy powiedzieć o próbie „wyczołgania się” lub „wyturlania” z przerębla. Jest to szczególnie istotne jeśli lód dookoła nas może mieć problem z utrzymaniem naszego ciężaru. Wtedy rozłożenie naszej masy na większej powierzchni, właśnie przez „turlanie się”, powinno zapobiec ponownemu załamaniu się lodu.
Co, gdy ktoś wpadnie do wody?
Tu ponownie liczy się spokój. Jeśli pod kimś załamał się lód, to pod osobą ratującą go również może. Dlatego pierwszym krokiem powinno być wezwanie służb ratowniczych, a dopiero później próba bezpośredniej pomocy poszkodowanemu. Jak zrobić to drugie? Na pewno nie własnymi rękoma, bo jak wiemy
„tonący brzytwy się chwyta”
Lepsze będzie znalezienie jakiegoś długiego przedmiotu lub liny i podanie go osobie poszkodowanej. Z całą pewnością nie powinnyśmy podawać własnej ręki, bo za chwilę my również możemy znaleźć się w wodzie.
Kiedyś to było
No właśnie. Rozumiemy i mamy pełną świadomość, że „kiedyś to było”. Jednak niestety „teraz to nie ma”. Mimo stosunkowo mroźnej zimy, nadal nikt nie może zagwarantować, że powstała pokrywa lodowa jest wszędzie tak samo stabilna. Dlatego apelujemy, by bez potrzeby nie wchodzić na lód.
Zdjęcie: Robert Woźniak (Głos Wielkopolski)
Bezpośredni link do artykułu [dostęp 07.02.2021]: link